Dragu pisze:
Lovecraftowe dwie planszówki już obgrałem.

Świetna sprawa.

Ooo, muszę się wgłębić w temat.

Tymczasem, właśnie mi się przypomniało, jak na pewnej nudnej wycieczce szkolnej graliśmy w kenta!

Oficjalnie jest to teraz moja ulubiona karcianka.

No więc tak. Gra się w przynajmniej cztery osoby (ale im więcej, tym lepsza zabawa

), liczba graczy musi być parzysta, bo trzeba dobrać się w pary. Siada się tak, żeby osoby z tej samej pary siedziały naprzeciwko siebie.

Każdy gracz otrzymuje po trzy karty, rozdający ma cztery. I teraz wybiera jedną z kart i przekazuję ją graczowi po lewej. On z kolei wybiera następną i tak dalej. Karty krążą, a celem gry jest zdobycie kenta - trzech kart tego samego koloru, lub trzech tych samych figur, lub trzech rosnących kart (mogą być w różnych kolorach). Gdy ktoś z pary ma kenta, musi dać znak swojemu partnerowi - znak ów ustala się przed grą, jest to jakiś gest (podrapanie się, pomasowanie podbródka itp.) lub słowo.

Wtedy druga osoba z pary, ta która kenta nie zdobyła, musi krzyknąć "kent!", i wtedy (jeśli oczywiście kent faktycznie był) się wygrywa. Żeby było ciekawiej, trzeba też zwracać uwagę na gesty innych par, i próbować wypatrzeć wśród nich ustalony znak. Jeśli ma się pewność, że padł ów znak i jedna osoba z pary ma kenta, trzeba krzyknąć "Stop kent!", i jeśli faktycznie mieli kenta, otrzymują ujemne punkty...
Nie wiem, czy wszystko jest jasne, lepiej się to jednak wyjaśnia na żywo. Jakby co, to Wikipedia ma to tu jaśniej objaśnione.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kent_(gra)
Tak czy siak, polecam i pozdrawiam. Ubaw po pachy.

Grał ktoś?